Ostatnio zauważam u różnych ludzi charakterystyczny błysk w oku. Nie umiem wyjaśnić, co to dokładnie oznacza. Dzieje się tak kiedy mówię jakieś kazanie czy konferencję, kiedy z kimś rozmawiam, czasami tak po prostu, bez okazji. Ten błysk oznacza, że dana osoba staje się otwarta na to co widzi, słyszy, czego doświadcza. Kiedy widzę w czyichś oczach taki błysk odczuwam jakiś rodzaj zadowolenia, bo wciąż często wydaje mi się, że to moja zasługa. Ale też czuję pewien lęk - bo skoro moje słowo wyda w sercu tej osoby konkretny owoc, to trzeba się zastanowić, czy jest to rzeczywiście słowo Boga.
To ciekawe, że Bóg stawia na naszej drodze ludzi, którzy ni stąd ni zowąd wiążą w jakiś sposób swój los z naszym, na dłuższą lub krótszą chwilę. Że nasze ścieżki w tajemniczy sposób się krzyżują wytwarzając więź. Ta więź nigdy nie jest celem sama w sobie, ale ma prowadzi do obopólnego rozwoju.
Kiedy widzę błysk w czyimś oku zdaję sobie sprawę, że ten człowiek staje się dla mnie pewnym zadaniem. Że Bóg chce mnie wykorzystać, aby coś temu człowiekowi przekazać. Nie wiem co, dlatego tym bardziej jestem zakłopotany. Ale zawsze Bóg jakoś sobie z tym wszystkim radzi. I zazwyczaj z całego zamieszania wychodzi konkretne dobro. Ciekawe też, że ten błysk w oku pojawia się w sytuacjach aż za bardzo zwyczajnych, prozaicznych, codziennych. I zawsze niezaplanowany, nieoczekiwany, nie wiadomo skąd.
Czasami mówię ludziom, że widziałem ten błysk w ich oczach. Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Coś w tym chyba jest.
Warto długo spoglądać na znudzone twarze słuchaczy, żeby dostrzec błysk oka choćby jednego z nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz