środa, 3 marca 2010

Powroty

Trochę trudno pisać i mówić o powrotach, kiedy ma się tak niewiele lat i kiedy niewiele powrotów się przeżyło. Jednak przeżycia ostatnich dni skłaniają mnie do refleksji o powrotach. Ile w nich sentymentu, a ile ożywczej siły, która potrafi podnieść, porwać, posklejać, co zniszczone, ożywić? Rekolekcje X kroków ku dojrzałości chrześcijańskiej, której miałem szczęście prowadzić kilka dni temu w Maćkowicach były dla mnie takim właśnie powrotem.
Sporo było w nim sentymentu. Odkrywam w sobie coraz bardziej sentymentalną nutę, która często zastępuje mi dysonans teraźniejszości, często źle skrojonej, nieadekwatnej, zbrukanej przez monotonię i grzech. Najpierw sentyment związany z miejscem. Maćkowice. Dom, w którym tyle się wydarzyło. Równo dziesięć lat temu byłem tam na podobnych rekolekcjach. Ludzie, wspomnienia, wszystko to jakby wróciło i stało się na nowo żywe, świeże. Kaplica, w której doświadczyłem, chyba pierwszy raz w życiu, wielkiej, duchowej ciemności. Jak dziś pamiętam nabożeństwo ognistego krzewu, na jednej ze Szkół Chrystusa, kiedy chciało mi się płakać i krzyczeć, a z ust nie wyszło żadne słowo. To była ciemność, z której rozbłysło światło. W której zrodziło się to, co dziś nazywam powołaniem.
Kolejny powrót, to powrót do źródeł. Do źródeł charyzmatu Światło-Życie. Tym źródłem są właśnie drogowskazy. Kolejne wejście w tajemnicę Chrystusa, Niepokalanej, Ducha Świętego, Kościoła. Zanurzenie w Słowie Bożym, modlitwie, liturgii. Wezwanie do świadectwa i nowej kultury, w końcu miłość agape, klamra doskonałości. Im dłużej przyglądam się tym znakom, tym bardziej widzę, jak wiele mnie od nich dzieli, jak daleko mi jeszcze do jedności Światła i życia. Ale jest w tym także coś niezwykle pokrzepiającego: otwarte młode serca tych, dla których tam byłem, a którzy jak gąbka chłonęli źródlaną wodę drogowskazów. Jest w naszym charyzmacie niezwykła moc. Choć czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają, to jednak wciąż wiele młodych serc pała pragnieniem życia i formacji w Oazie. I jest to pragnienie jak najbardziej prawdziwe i szczere. Kiedy widzę w ich oczach tę Bożą iskrę, coś zmienia się także w moim sercu. Coś na nowo się zapala, ożywa. I widzę, że to ma sens. Że ten sens jest poza mną. Że jest większy ode mnie. I to jest niesamowite. Bo mogę się na tym oprzeć.
I ostatni już powrót. Powrót do codzienności. Do tej codzienności, którą przecież szczerze lubię, która jeszcze niedawno była moją małą stabilizacją, ostoją. Do ludzi, kątów, do których przywykłem, za którymi chwilami tęskniłem. No i wróciłem, tyle, że z uczuciem braku, pustki, tęsknoty, czy jak jeszcze mam to nazwać. Minęło kilka dni, przybyło zajęć, a ja wciąż odbijam się od ścian i nie potrafię się odnaleźć. Dawno nie czułem czegoś podobnego. Szczerze mówiąc, myślałem, że z tego wyrosłem. Tymczasem to uczucie wróciło nieproszone. Myślę, że brakuje mi tej wspólnoty, którą tam, w maćkowickim pałacu udało nam się stworzyć. Tego wszystkiego, czego tam doświadczałem. Choć nie było pożegnalnego płaczu i tanich wzruszeń.
Rzeczywistość, do której wróciłem jest jakby ta sama, ale jednak inna. Bo ja jestem odrobinę odmieniony. Mam nowe plany, nowe zamiary, nowe wizje. A przede wszystkim nowe przekonanie - że warto.