środa, 30 stycznia 2008

Czas

Jest jedną z tych rzeczywistości, o której mówi się, że na co dzień wiesz, czym jest, ale gdy cię ktoś o nią zapyta, nie potrafisz odpowiedzieć. Nie czas i miejsce, by zajmować się filozoficzną czy teologiczną koncepcją czasu. Ostatnio jednak mam dziwne wrażenie, że czas przyspiesza. Albo może inaczej - manifestuje swoją obecność, kiedy zazwyczaj niezauważany przybliża niespodziewanie ważne chwile, chwile, na które się od dawna czekało. To przyspieszenie jest chyba typowe na szóstym roku seminaryjnej formacji. Wkrótce ostatni egzamin, potem magisterium, za chwilę wyjazd na praktykę wielkopostną do jakiejś parafii... A do święceń nieco ponad trzy miesiące...
"Czasami" siadam i myślę, co dalej. Wiele spraw widać dzisiaj w jaśniejszym świetle. Nie brak jednak niewiadomych. One też są potrzebne. Bez nich niemożliwa byłaby ufność.
Jest też coś, co sprawia, że ten "czas" jest "czasem" błogosławionym. To jakiś dziwny, wewnętrzny spokój, pomimo całej wielości i wagi wydarzeń. I w tym spokoju jest chyba Istota. Sens. On sam.

wtorek, 22 stycznia 2008

Oto wyryłem cię na obu dłoniach...

Każdy z nas ma taki swój fragment z Pisma Świętego, który jest dla niego szczególnie ważny. Jest taki swój, własny. Ostatnio intensywnie myślę o fragmencie, który wyznaczy moją kapłańską drogę, a który umieszczę na moim prymicyjnym obrazku. Przejrzałem wszerz i wzdłuż moją ukochaną Ewangelię Jana, kilka Listów, szczególnie mi bliskich i miałem pewien problem. Dlaczego? Ponieważ pośród tylu pięknych i niesamowitych słów ciężko mi było odnaleźć coś, co w jakiś sposób by mnie określało, co byłoby tak naprawdę i do końca moje. Aż doszedłem do Deutero-Izajasza. I tam znalazłem coś, co mnie poruszyło już dawno i co zawsze było gdzieś w tle, w jakimś kontekście mojego życia, mojej wiary. "Oto wyryłem cię na obu dłoniach" (Iz 49,16b). Wciąż jeszcze się zastanawiam i będę wdzięczny za Wasze sugestie. Wyryty na Bożych dłoniach - Krzysztof.

sobota, 19 stycznia 2008

Ostatni wykład...

Ciebie Boga wysławiamy... Zabrzmiało dzisiaj przed południem w seminaryjnej kaplicy. Szósty rok zakończył wykłady. Tradycyjne dzwonienie starą, żeliwną sygnaturką i... radość. Ale też pewien sentyment. Tyle godzin, tylu profesorów, tyle wiedzy. Wielki dług wdzięczności. Wiele wspomnień, które zostaną na całe lata. Ważna część przygotowania do kapłaństwa.
Pewien etap życia zaczyna się zamykać. Coś się kończy. I nie chodzi tu tylko o pusty sentymentalizm, ale o świadomość upływu czasu. Wpisujemy się w ciąg wielu kapłańskich pokoleń, które w ten sam, albo bardzo podobny sposób dziękowały Bogu za lata przekazywanej wiedzy, która jest skarbem wykorzystywanym przez całe dalsze życie. Często skarbem niedocenionym.
Zamyka się też etap znacznie większy. Czas kształcenia, przygotowania. Prawie dwa dziesięciolecia. To niemało. Mnogość osób, którym winniśmy wdzięczną pamięć zlana w jednej modlitwie. Te Deum...

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Próba Abrahama

W innej konferencji bp Joseph podał bardzo ciekawą interpretację próby, którą przeszedł Abraham. Kiedy to miał złożyć w ofierze, innymi słowy - zabić - swojego syna, syna obietnicy, przez którego Bóg miał okazać mu swoje błogosławieństwo. Jak to mogło się stać, że Bóg kazał Abrahamowi zniweczyć jego największą nadzieję, największe szczęście?
Otóż stało się tak dlatego, że Abraham zachwycony darem, zapomniał, od kogo ten dar otrzymał. Uważał Izaaka za swojego syna, za swoją wyłączną własność. Tymczasem on był przede wszystkim własnością Boga. I właśnie to chciał przypomnieć Bóg Abrahamowi na wzgórzach krainy Moria.
Te słowa mną wstrząsnęły. Tak łatwo jest zatrzymać się na darze i zapomnieć o Dawcy. Zwłaszcza, że Bóg daje nam tylko same najwspanialsze rzeczy.
Abraham przeszedł próbę, bo zawierzył Bogu. Nikt z nas nie wie, czy zdołałby wygrać w tak granicznej sytuacji z własnym egoizmem, pychą i zachłannością. Jednak jest sposób, aby się tego wszystkiego ustrzec. Dziękczynienie. Bo tylko wciąż dziękując nie zapomina się o Dawcy. Dziękczynienie to modlitwa, w której ciesząc się z daru pamiętamy o Tym, który jest ponad wszystkim.

Co chcesz, abym dziś uczynił?

Ostatnio miałem okazje posłuchać kilku konferencji, jakie wygłosił do kapłanów naszej archidiecezji ks. bp Joseph Grech z Australii. Nie czas i miejsce, by opisywać wszystkie bogate treści zawarte w tych konferencjach. Napiszę tylko o tym, co błyskawicznie sprawdziło się w moim życiu.
Biskup opowiadał, co robił, kiedy znalazł się w jakiejś trudnej sytuacji. Mówił, że zawsze wtedy pytał Jezusa: "Panie, co mam robić? Co będzie najlepsze?" I oddawał Bogu swój umysł, język, swoje ręce, myśli i czyny, całego siebie. Wtedy przychodziły mu do głowy rzeczy, na które sam nigdy by nie wpadł, a które w tej sytuacji okazały się zbawienne. Kiedy człowiek podda się Bożemu działaniu, kiedy zgodzi się na to, by być narzędziem - Bóg dokonuje rzeczy niezwykłych. Biskup przytoczył przykład Mojżesza. Był kimś ważnym na dworze faraona. Chciał pomóc swoim rodakom udręczonym w niewoli Egipcjan. Miał zatem ku temu doskonałą okazję, możliwości, predyspozycje. I jak to się skończyło? Zabił Egipcjanina, stał się banitą w oczach króla, obcych w oczach Izraela. Dopiero po latach, kiedy dał się poprowadzić Bogu, dokonał tego, o czym już dawno przestał myśleć. I spróbowałem. Przed różnymi wydarzeniami, które mnie w danym dniu czekały powiedziałem sobie: "Panie, co chcesz, abym dziś uczynił?" To był opłatek. A więc czas składania życzeń. Prosiłem Pana, żeby to, co powiem nie było moimi życzeniami. Ale aby On chciał mówić przeze mnie. I widziałem, jak to działało. Znacznie mocniej niż się spodziewałem. A zrobiłem tak niewiele.
Panie, spraw, abym każdego dnia chciał być narzędziem w Twoich rękach!

niedziela, 6 stycznia 2008

Spotkanie Natanaela

Wprawdzie wypadałoby dzisiaj napisać kilka słów o Objawieniu Pańskim, ale ja wciąż jestem pod wrażeniem tego, co usłyszeliśmy we wczorajszej Ewangelii. Zresztą wczorajsza perykopa wspaniale pasuje do tematu bieżącego roku duszpasterskiego: "Bądźmy uczniami Chrystusa".
Natanael. Pierwszy owoc misji ewangelizacyjnej Filipa. Powołanie Natanaela ma kilka bardzo charakterystycznych i bardzo ciekawych rysów.
Rzekł do niego Natanael: «Czyż może być co dobrego z Nazaretu?» (J 1,46)
Postawa powątpiewania. Jak to możliwe? W jaki sposób Bóg mógł objawić się w byle jakim miejscu, w tak nieciekawym, po ludzku, momencie dziejów? Przecież On nie mógł przyjść właśnie stamtąd, właśnie teraz. Nie masz racji. To niemożliwe.
Odpowiedział mu Filip: «Chodź i zobacz!»
Odpowiedź Filipa jest taka sama jak odpowiedź Jezusa, która kilka wierszy wcześniej stała się początkiem drogi za Mistrzem z Nazaretu dla Andrzeja i Jana. Tylko osobowe spotkanie z Synem Maryi prowadzi do bycia uczniem, a więc chrześcijaninem. Żadne, nawet najpiękniejsze ludzkie słowa i najtrafniejsze argumentacje nie są w stanie uczynić nikogo uczniem, jeżeli nie prowadzą do spotkania wiary. Spotkanie człowieka z Bogiem-Człowiekiem.
«Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». (J 1,47)
O nikim innym Jezus nie wypowiedział podobnego sądu. To coś więcej niż jakieś zdawkowe określenie. To charakterystyka osoby. Szczery, prawdziwy, bez podstępu. Dzisiaj powiedzielibyśmy transparentny, przejrzysty, krystalicznie czysty. Taki winien być uczeń Chrystusa. Takich uczniów chce mieć Chrystus. Bo tylko człowiek wyzwolony przez prawdę może służyć Prawdzie Osobowej.
"Powiedział do Niego Natanael: «Skąd mnie znasz?» Odrzekł mu Jezus: «Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym». Odpowiedział Mu Natanael: «Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!»" (J 1,48-49)
Drzewo figowe. Co takiego stało się pod drzewem figowym, że Natanael w jednej chwili porzucił wątpliwości i pogardę dla Nazarejczyka i, jako pierwszy w Janowej Ewangelii, wyznał wiarę w Jego bóstwo. Pod drzewem figowym... Może właśnie tam Natanael szczególnie doświadczył Bożej obecności. Może tam zmieniło się jego życie. Może po prostu po ludzku zapłakał na swoją słabością. Może odczuł Bożą miłość. Co dokładnie wydarzyło się pod drzewem figowym - tego nie wiem. Wiem jednak, że każdy uczeń Chrystusa wyrasta z doświadczenia figowego drzewa. Każdy pamięta doskonale miejsca i momenty, w których poczuł się szczególnie chciany, kochany, uzdrawiany przez Boga. Te wspomnienia są szczególnie ważne wtedy, gdy życie powala nas falą doświadczeń, kiedy wydajemy się być zbyt daleko od naszego drzewa figowego. Właśnie w takich momentach Jezus chce przy nas stanąć i powiedzieć, jak Natanaelowi: widziałem Cię!
"Zobaczysz jeszcze więcej niż to." (J 1,50)
Doświadczenie Jezusa nigdy nie jest wyczerpane. Jezus nigdy się nam nie znudzi. Zawsze przychodzi w tak samo cudowny, ale też inny sposób. Doświadczam tego szczególnie mocno na oazach, na które jeżdżę od kilku dobrych lat. Każda z nich jest inna. Na każdej Pan pokazuje mi coś zupełnie innego i zawsze są to rzeczy znacznie piękniejsze i wspanialsze od tych, których się mogłem spodziewać.
"Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego" (J 1,51)
Panie, nie możemy się doczekać!

piątek, 4 stycznia 2008

Nauczycielu, gdzie mieszkasz?

Jan niezwykle dokładnie opisuje moment swojego powołania. Zapamiętał nawet godzinę. Była dziesiąta. A więc, po naszemu, czwarta po południu. Chrzciciel wskazał mu Baranka Bożego. Bez pożegnania z dawnym mistrzem Jan i Andrzej podążają za Jezusem. On jednak idzie przed nimi przez jakiś czas ich nie zauważając. Dopiero po chwili odwraca się i pyta: "Czego szukacie?". To fundamentalne pytanie dla każdego ucznia Chrystusa. Bo czasem wydaje się nam, że idziemy za Nim a tak naprawdę nawet nie zdajemy sobie sprawy z naszych pragnień, naszych oczekiwań. Jezus wybija nas z tego letargu. Każe się określić. Czego ja szukam na drodze za Jezusem? Po co właściwie za Nim idę? Co mną kieruje? Odpowiedź Jana zdaje się być nieco dziwaczna: "Nauczycielu, gdzie mieszkasz?". Przecież nie po to opuścili Chrzciciela, żeby zdobyć adres Nieznajomego Mistrza z Nazaretu. To pytanie oznacza coś więcej. Oni chcieli zamieszkać z Nim. Tak zresztą mówi Ewangelista w następnych wersach. A zamieszkać z Jezusem, to być przy Nim, oddychać tym samym, co On powietrzem, słuchać Jego słów, obserwować Jego gesty, uczyć się Jego miłości. "Chodźcie, a zobaczycie". I nadal idą. Ale teraz już inaczej. Bo znają cel. Cel ich wędrówki i całego życia.
Każdy z nas pamięta taką godzinę i takie miejsce, w którym zaczął zdecydowanie kroczyć za Jezusem. W którym trzeba było opuścić stare, dobrze sobie znane środowisko i pójść dalej, w nieznane z Nieznanym, aby poznać coś niesłychanie wielkiego. Bądźmy uczniami Chrystusa!

wtorek, 1 stycznia 2008

Znak pokoju

Czym właściwie jest pokój? Co oznacza? W znaczeniu politycznym pokój to po prostu brak wojny, wolność od zbrojnego konfliktu. Jednak każdy z nas wyczuwa, że pokój to rzeczywistość znacznie bogatsza, która dotyczy każdego człowieka. To prawda. Decyzje o pokoju nie zapadają tylko na międzynarodowych konferencjach. Pokój winien być osobistym wyborem każdego narodu, każdej społeczności, każdej rodziny i każdego człowieka. Bo przecież tyle jest w nas niepokoju. Tyle podejrzliwości i braku zaufania wobec innych ludzi. Tyle zakłamania i niesprawiedliwości. Ten smutny obraz wyłania się nie tylko z obserwacji życia politycznego, ale także z naszej szarej codzienności. Tyle wśród nas zupełnie niepotrzebnych konfliktów, w których często się zatracamy, nie pamiętając dokładnie, kiedy i o co poszło, kto zawinił, kto powinien pierwszy wyciągnąć rękę do zgody. Wolimy wciąż rozdrapywać dawne zranienia, zamieniać je w niekończące się litanie pretensji, niż raz na zawsze uleczyć nasze serca i relacje z innymi lekarstwem przebaczenia i pojednania.
A przecież nie tak ma postępować prawdziwy uczeń Chrystusa. Zobaczmy, że każde spotkanie z Jezusem – Księciem Pokoju napełnia ludzi pokojem trwałym i głębokim. Przy Jego narodzeniu aniołowie zwiastowali ziemi pokój, przez Jego śmierć na krzyżu Bóg Ojciec wprowadził pokój między niebem i ziemią. W dniu zmartwychwstania Jezus pozdrowił uczniów słowami: „Pokój wam”. W końcu to On zesłał Ducha Świętego, aby obdarzyć Kościół jednością i pokojem. Dlatego także i dzisiaj uczniowie Chrystusa winni być orędownikami pokoju.
Co jednak zrobić, by w świecie, w którym przecież jest tyle zła i nienawiści głosić swoim życiem Ewangelię pokoju? Kościół udziela nam tutaj kilku bardzo konkretnych wskazówek.
Narzędziem pokoju jest pojednanie. Najpierw pojednanie z Bogiem jako fundament każdego innego pojednania. Prawdziwa skrucha i szczera, systematyczna spowiedź są niezastąpionym narzędziem szerzenia Bożego pokoju w naszych sercach. Przez nie dostępujemy przebaczenia wszystkich naszych grzechów, a człowiek, któremu odpuszczono grzechy jest po prostu człowiekiem szczęśliwym, zjednoczonym z Bogiem, jest na drodze do świętości. W sakramentalnej formule rozgrzeszenia słyszymy piękne i jakże często niedoceniane przez nas słowa, gdy kapłan mówi o Bogu, który udziela „przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła”. Ściśle związane z pojednaniem z Bogiem jest pojednanie się z drugim człowiekiem. W trakcie przygotowania do pierwszej spowiedzi ksiądz katecheta uczył mnie, aby zawsze, zanim pójdę do kościoła, by w konfesjonale wyznać swoje grzechy, najpierw w domu podejść do mamy i taty i powiedzieć: „Przepraszam!” Jaki piękny zwyczaj! Może gdybyśmy częściej szczerze wypowiadali to niezwykłe słowo, pokój prawdziwy dłużej gościłby w naszych sercach?
Jaki będzie ten Nowy Rok, który właśnie się rozpoczął? Czy będzie rokiem pokoju? Dla jednych będzie to rok przyjścia na świat i sakramentalnego obmycia we chrzcie świętym. Dla innych – rok przyjęcia pierwszej Komunii świętej lub sakramentu bierzmowania. Dla mnie – jeśli Bóg pozwoli – rok przyjęcia święceń kapłańskich. Dla wielu rok zawarcia sakramentalnego małżeństwa, także dla wielu ostatni rok ich ziemskiego życia.
Adam Asnyk tak składa noworoczne życzenia sobie współczesnym słowami, które przez nieomal półtora wieku nie straciły nic ze swej aktualności: „Życzeń tysiące na Nowy Rok! Rozumu, niezgiętej woli, prawdziwej duchowej siły i serc czystości! A Bóg nam stanąć pozwoli i z naszej skromnej mogiły dzieci się będą uczyły jak żyć w przyszłości. W olbrzymim pokoleń trudzie bądźmy ogniwem łańcucha, Co się poświęca. Nie marzmy o łatwym cudzie! Najwyższy heroizm ducha jest walką, co nie wybucha, pracą bez wieńca.”

Niech takie będą i nasze życzenia w tym pierwszym dniu nowego, 2008 roku. Wsłuchajmy się na koniec w błogosławieństwo Aarona z dzisiejszego pierwszego czytania. Zawarte są w nim najpiękniejsze życzenia. „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem”.