piątek, 30 maja 2008

Najświętsze Serce

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Myślę, że warto przy tej okazji zadać sobie pytanie: czy kult Serca Jezusowego ma człowiekowi XXI wieku coś do zaoferowania? Czy nie jest tylko przestarzałą formą pobożności naszych babć? Myśląc o Sercu Pana Jezusa widzę obrazy wiszące na popękanych ścianach starych domostw. Jeden z nich zawsze przedstawiał Pana Jezusa, drugi Matkę Bożą. Oboje dłonią wskazywali na serce.
W jakimś sensie można powiedzieć, że kult Serca Jezusowego został zastąpiony, albo inaczej - znalazł kontynuację w kulcie Bożego Miłosierdzia. Przesłanie św. Marii Małgorzaty i św. Faustyny jest niemal takie samo. Może jednak warto przez chwilę zastanowić się, jak Serce Jezusa może przemienić naszą codzienność.
Serce od wieków jest symbolem bardzo popularnym. W naszej kulturze oznacza siedlisko uczuć, przede wszystkim zaś miłości. Ale już w kulturze żydowskiej serce ma dużo bogatszą symbolikę. Oznacza nie tylko uczucia, ale i umysł, wolę, cały ośrodek decyzyjny człowieka, jakby całe jego jestestwo.
Na wspomnianym wcześniej obrazie, namalowanym według wizji św. Małgorzaty, Serce Jezusa jest otoczone wieńcem ciernia, przebite włócznią, a na jego szczycie płonie ogień, spośród którego wyłania się krzyż. Każdy z tych szczegółów ma swoją głęboką wymowę.
Wieniec z ciernia. Zapewne nawiązanie do cierniowej korony. Cierpienie, które zawsze wiąże się z miłością. Wywołane przez okoliczności zewnętrzne, ludzką zawiść, ale przede wszystkim przez niewdzięczność ukochanych osób. Znamienne, że im bardziej się kocha, im serce jest większe, tym bardziej wbijają się weń ciernie, tym więcej cierpi.
Serce tak wielkie, że nie pomieściło Bożej miłości. Dlatego musiało zostać przebite włócznią żołnierza. Ewangelista Jan napisze, że natychmiast wypłynęły z niego krew i woda. Boża łaska i miłość nie czeka ani przez sekundę. Działa natychmiast. Natychmiast po zadaniu rany.
Serce płonie. Ogień. Rzeczywistość niezwykle dynamiczna, żywa, zdolna rozpalić wnętrze człowieka, zagrzać go do czynienia dobra, ale też spalić to, co w nim jeszcze niedoskonale, odległe od Bożej miłości. I w końcu krzyż. Drzewo, na którym to wszystko się dokonało.
Święty Franciszek wołał osiem wieków temu: "Miłość nie jest kochana!" Czy od tego czasu coś się zmieniło? A zatem Boże Serce chce przekazać nam prawdę od dawna znaną, ale wciąż nową, którą co dzień na nowo trzeba nam odkrywać:
"Bóg jest miłością!" (1 J 4,8)
"Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał" (J 3,16).
"Oto wyryłem cię na obu dłoniach" (Iz 49,16a)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Po kolejnym poście na blogu, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że pieknie ks pisze.A teraz nawiazując do treści: Miłość Boża...coś co otrzymaliśmy za darmo, cos co powinniśmy szanować i odwzajemniać. A niestety tak nie jest, nie chce tu nikogo osądzać, każdy ma swoje sumienie i tam rozważy jak żyje. Mogę tylko powiedzieć, że mnie sie to nieudaje, wciąż chce czegoś wiecej...mimo, że tak dużo już mam. Bo mam miłość, a jej nie sznuję, nie doceniam...

SZEMkel pisze...

Hmmm... Od jakiegoś czasu zauważam, że moje posty wprowadzają część Czytelników w jakiś zły nastrój, jakąś melancholię i zamiast uskrzydlać raczej podcinają skrzydła. A może po prostu pomagają odkryć prawdę? Napiszcie, co o tym myślicie.

Anonimowy pisze...

W moim przypadku, pomogły odkryć prawdę, co doprowadziło do popsucia nastroju. Może dlatego, że ta prawda okazała się zbyt bolesna. Zawsze żyłam w takim prowizorycznym spokoju,nie zastanawiając się nad tym co istotne. Po przeczytaniu tych kilku zdań doszłam do wniosku, że sama siebie oszukuję...co mnie nie ''uskrzydliło''.

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście, wydaje mi się, że pomagają odkryć prawdę. Pięknie pisze Ksiądz o tym, o czym my na co dzień zapominamy. Zapominamy o miłości Boga, o tym, że dla naszego zbawienia oddał życie swojego jedynego Syna. Zapominamy mówić przyjaciołom ile dla nas znaczą. Pięknie Ksiądz pisze o przyjaźni. A post skierowany do Pana Tośka skłonił mnie do zastanowienia się nad swoim życiem choć mam dopiero 15 lat... Dopiero i już. Za rok przystąpię do sakramentu bierzmowania i może głupio to zabrzmi ale między innymi dzięki Księdzu pomyślałam, że warto byłoby zmienić swoje życie. Podążyć za Bogiem. A może i ja dostanę kiedyś szansę by uratować komuś życie, i obym wtedy nie zrezygnowała... Dziękuję.