Zapewne niejeden raz każdy z tu obecnych wspinał się na górskie szczyty, mniejsze lub większe. Każdy z nas czynił to w różnym celu. Jedni wspinają się, by poprawić kondycję fizyczną, wypróbować swoje siły, odnieść małe zwycięstwo nad słabością swojego ciała. Inni zdobywają szczyty, by móc się pochwalić swoimi alpinistycznymi umiejętnościami. Jeszcze inni po prostu kochają góry, bo są one dla nich jak księga napisana Bożą ręką, z której mogą przeczytać wspaniałą opowieść o Bożej potędze, wszechmocy a zarazem o Bożym umiłowaniu piękna.
Czytając Pismo Święte z łatwością zauważamy, że najważniejsze wydarzenia historii zbawienia rozgrywały się na górze. Na górze osiadła Arka Noego po wielkim potopie. Na górze Bóg objawił się Mojżeszowi, na górze przekazał Izraelowi tablice Dekalogu.
Dla Jezusa przebywanie na górze oznaczało przede wszystkim przebywanie w bliskości Ojca. Jezus wychodził na górę, aby się modlić. Czynił to zazwyczaj w nocy, kiedy tłumy złaknione Jego słów i cudów udawały się na spoczynek. Tak było i tym razem, kiedy Jezus zabrał ze sobą Piotra, Jakuba i Jana na górę, która miała się stać Górą Przemienienia.
Aby zrozumieć wydarzenia z Góry Przemienienia, trzeba patrzeć na nie przez pryzmat wydarzeń z innej góry, wzgórza straceń – Golgoty. Spróbujmy przypatrzeć się tamtym wydarzeniom z podwójnej perspektywy: Jezusa i Jego uczniów.
W tym czasie Jezus podążał wprost do Jerozolimy. Wiedział, co Go tam czeka. Doskonale zdawał sobie sprawę z nienawiści, jaką żywili do Niego starsi ludu, uczeni w Piśmie i faryzeusze. Przed oczami miał swoich sędziów i katów, cierpienie opuszczenia, biczowania, krzyżowej drogi, w końcu straszne konanie na drzewie hańby. Dlatego pewnej nocy wziął ze sobą najbliższych sobie uczniów i poszedł na górę, aby się modlić, aby jeszcze raz spytać Ojca, czy tego właśnie od Niego oczekuje, czy rzeczywiście pełni Jego wolę, czy tylko tak Mu się wydaje. Spróbujmy wczuć się w klimat tamtej niezwykłej rozmowy Ojca z Synem, rozmowy, która może była podobna do tej z Ogrodu Oliwnego. Oczyma wiary zobaczmy Jezusa pełnego lęku, niepewności ale też pragnącego wypełnić do końca wolę Ojca. Ta modlitwa Jezusa była niezwykła, ponieważ towarzyszyło jej niezwykłe wydarzenie. Oto Mojżesz i Eliasz, dwie największe postacie Starego Testamentu, Prawodawca i Największy Wódz Izraela oraz Prorok jak ogień, którego przyjście miało poprzedzić przyjście Mesjasza stają po obu stronach Jezusa i rozmawiają z Nim. Ewangelista Łukasz zdradza nam treść tej rozmowy – była nią Męka Jezusa. Syn Boży doznał przez to pokrzepienia i umocnienia, odtąd prostą drogą kroczył ku wydarzeniom Wielkiego Piątku. Całości dopełnił głos Ojca, słyszany także przez uczniów: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!”
Na Górze Przemienienia byli także uczniowie. Od pewnego czasu coraz częściej nie rozumieli swojego Mistrza. Ludzie wsłuchiwali się w każde Jego słowo, szukali Jego obecności, uzdrawiającego dotyku. Tłumy parły na Niego, każdy chciał się Go dotknąć. Czynił wielkie cuda, o jakich nigdy nikt nie słyszał. Chcieli nawet obwołać Go królem. A On raz po raz mówił o tym, że będzie cierpiał, że będzie wydany w ręce żydów, a oni skażą Go na śmierć krzyżową. Za którymś razem Piotr nie wytrzymał i upomniał Go. Jak może nawet tak myśleć? A Jezus nazwał go szatanem i kazał odejść precz. Czasami zastanawiali się, co się stanie, jeśli Jezus ma rację, jeśli naprawdę zostanie ukrzyżowany? Co wtedy będzie z nimi? Czy On rzeczywiście jest Mesjaszem, oczekiwanym Zbawicielem?
Niezwykłe widzenie wprawiło uczniów w lęk i zakłopotanie. Piotr, który zawsze był człowiekiem czynu, wypadł z propozycją rozbicia namiotów, tak kolokwialną i nieadekwatną do wydarzenia, którego był świadkiem. Przerażenie wzmogło się jeszcze bardziej, gdy z nieba odezwał się głos Ojca. Padli na twarz. I pewnie długo trwaliby w tej pozycji gdyby nie Jezus, który podszedł do nich, uspokoił i powiedział: „Wstańcie, nie lękajcie się!” Przemienienie było dla uczniów wyraźnym znakiem, że Jezus jest tym, za kogo się podaje, że Jego misja pochodzi od Ojca, że naprawdę jest Synem Bożym. Przemienienie miało przygotować ich na godzinę ciemności, godzinę krzyża.
I my chcemy stanąć dzisiaj obok uczniów na Górze Przemienienia. Chcemy zobaczyć Jego twarz jaśniejącą jak słońce, aby jeszcze raz naocznie przekonać się, że On jest, że jest prawdziwy, że nie jest tylko wytworem naszej, ludzkiej wyobraźni, że nie jest tylko jednym z wielu wielkich ludzi, którzy żyli przed wiekami. Chcemy wejść na Górę Przemienienia i zobaczyć Jego chwałę, prosić Go, aby uchylił przed nami rąbek swego Bóstwa.
Bo przecież codzienność jest taka trudna, taka wyzuta z chwały i niezwykłości. Trudno nam dostrzec w niej Boże światło, Bożą chwałę. Przysłaniają ją codzienne troski, niepewność jutra. Ostatnią przestrzeń ciszy, w której moglibyśmy spotkać się z Bogiem zagłuszamy głośną muzyką albo ciągle włączonym telewizorem. Tak trudno nam wyjść na górę, znaleźć w ciągu dnia chociaż kilka minut, w których bylibyśmy sam na sam z naszym Panem. A przecież tak bardzo potrzebujemy Jego obecności, blasku Jego chwały! Każdy z nas dźwiga ciężki krzyż własnych problemów i niedoskonałości. Każdy zmaga się z pytaniem: czy takie ma być moje życie, czy rzeczywiście tego pragnie dla mnie Bóg? I bardzo trudno przebrnąć przez te ciemności, jeśli w swoim życiu nie widziało się jasności Bożego oblicza. O jaką rzeczywistość tutaj chodzi?
Dla każdego jest ona czymś innym. Ogólnie rzecz biorąc jest to jakiś moment naszego życia, w którym byliśmy tak blisko Boga, jak nigdy wcześniej i nigdy później. Może był to moment Pierwszej Komunii Świętej, może dzień, w którym przyjęliśmy sakrament bierzmowania. Może w końcu jakiś zwykły, dla innych zupełnie nieszczególny dzień, w którym w sposób niezwykły doświadczyliśmy Bożej obecności, Bożego działania.
Dla mnie takim dniem był dzień święceń diakonatu. 20 maja ubiegłego roku. Czułem w tym dniu pewien lęk, niepewność, czy aby na pewno podołam trudom kapłańskiego życia, które wybieram wraz z przyjęciem święceń. Moja przyszłość stanęła przede mną jako jeden wielki znak zapytania. Wtedy zrozumiałem, że jedyne, co mogę zrobić, to oddać wszystko Jezusowi. I poczułem w sercu głęboką pewność, że to On mnie wybrał i że będzie mi błogosławił. Że droga, którą idę jest drogą, którą On dla mnie przewidział. Kiedy leżałem na posadzce kościoła w Dubiecku przy śpiewie litanii do Wszystkich Świętych i potem, gdy biskup włożył swoje ręce na moją głowę przekazując mi dar Ducha Świętego, wiedziałem, że to najszczęśliwszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Światło tego dnia do dziś rozświetla przeróżne mroki mojego życia sprawiając, że ze spokojem i radością podążam ku kapłaństwu.
Drogi Bracie i Siostro,
Stań dzisiaj wraz z Jezusem na Górze Przemienienia. Jeśli przeżywasz radość i szczęście, stań na tej górze po to, by nadać mu głębszy sens, aby ten dzień stał się dniem szczególnym i wyznaczał szlak Twojego dalszego życia. Jeśli jest ci źle, jeśli jesteś w samym środku krzyżowej drogi swojego życia, stań dzisiaj na Górze Przemienienia, aby przekonać się, że nie jesteś sam, że blask Chrystusowej chwały jest znacznie potężniejszy niż nawet najciemniejszy mrok krzyża. A nade wszystko, stań na Górze Przemienia, jeśli dzisiejszy dzień wydaje ci się taki sam, jak inne, szary, nieciekawy. Otwórz szeroko oczy swojego serca i zawołaj za Psalmistą: „Panie, niech mnie ogarnie Twoja łaska, według nadziei, którą pokładam w Tobie”.
2 komentarze:
długie kazania mówisz diakonie :D
całkiem inaczej jest jak się czyta a całkiem inaczej jak się słucha :D
Znalazłam tego bloga (no fakt - to nie onet.pl): Szukajcie a znajdziecie! Zdecydowanie to kazanie zrobiło na mnie wrażenie. I dzieci na Mszy Św. tak pilnie słuchały (a to duży wyczyn) - zresztą dzieciaków nie trzeba Diakonowi przedstawiać - sobotnie poranki wszystko tłumaczą. Pozdrawiam
Żanetka
Prześlij komentarz