Tytuł może mało poetycki, ale i temat nieco siermiężny. Chciałbym poświęcić ten wpis rzeczywistości trudnej, którą z biegiem lat postrzegam coraz bardziej jako element życia wielu wspólnot, także wspólnot Ruchu Światło-Życie.
Słyszałem ostatnio opowieść pewnego księdza, który po rozpoczęciu pracy w nowej parafii spotykał się z dwoma rodzajami reakcji: „Tego u nas nigdy nie było" i „Tak zawsze u nas było". To nieco humorystyczny obraz tego, jaki jest człowiek. Kochamy schematy.
Pamiętam jak podczas pewnych rekolekcji cała kilkudziesięcioosobowa wspólnota miała problemy ze skupieniem w czasie Namiotu Spotkania, bo prowadzący nie zadbali, by przy ołtarzu znalazła się zapalona świeca. A przecież zawsze tak było i generalnie bez świecy spotkanie z Panem Bogiem w modlitwie indywidualnej to już nie to samo. W końcu w akcie desperacji ktoś z organizatorów chcąc uratować sytuację rzucił się w kierunku prezbiterium i zapalił jedną ze świec ołtarzowych. I cała wspólnota mogła się wreszcie skoncentrować.
Skąd rodzi się w nas taki beton? Jak to jest, że ulegamy schematom, że nie potrafimy bez nich żyć?
Chodzi chyba o poczucie bezpieczeństwa. Uznajemy, że stary, sprawdzony schemat uchroni nas przed czymś, czego skutków nie potrafimy przewidzieć. Trzeba powiedzieć, że schematy w jakiś sposób odpowiadają naszej mentalności. Z wiekiem człowiek jest coraz mniej zdolny do przemian. „Starych drzew się nie przesadza". Z upływem lat coraz łatwiej o schematy, a coraz trudniej o spontaniczność. Ktoś powie - przecież to normalne. A jednak betonowy mur skutecznie blokuje wszelkie porywy Ducha. Zauważmy, że wielu duchowych gigantów rozpoczynało swój marsz ku wielkości w podeszłym wieku. Żeby wspomnieć tylko Abrahama, Mojżesza, czy św. Piotra, który u schyłku życia dał się zaskoczyć Panu.
Oczywiście, nie wszystko co spontaniczne, jest dobre i nie każdy schemat jest zły. Jednak jeśli schemat przestaje służyć ludziom, a ludzie zaczynają służyć schematom - powstaje beton. Kochamy nasz beton, świetnie się do niego dopasowujemy, zastygamy w nim i wydaje nam się, że to jest najlepszy sposób na przetrwanie. Czasami jesteśmy jak owad w bursztynie, który owszem, przetrwał tysiąclecia, ale nie ma w nim życia, nie mówiąc o owocach jego istnienia. Nasza betonowa rzeczywistość nie przeszkadza nam w podziwianiu tych, którzy nie bali się w swoim życiu betonu kruszyć: świętych, bohaterów, ludzi, którzy zmienili świat wokół siebie. Byleby tylko nie próbowali zmienić nas. Byleby nie chcieli zniszczyć się naszego betonowego mieszkanka.
Zabawne jest wprowadzanie czegoś nowego w życie wspólnot Ruchu. Za każdym razem jest podobnie: najpierw - święte oburzenie, że ktoś ośmiela się beton wiercić. Potem powoli zaczynamy się przekonywać do nowej formy. A po jakimś nowa forma stygnie stając się nowym betonem nie do rozkucia.
Dlaczego beton jest niebezpieczny? Bo nie ma w nim żadnego ruchu. A przecież Oaza to ruch. Beton jest zaprzeczeniem istoty Oazy. Ruch jest rzeczywistością, która ulega nieustannym przemianom. Oczywiście, fundament jest trwały: opieramy się na niezmienności Boga. Forma jednak ulega ciągłym modyfikacjom. I to jest ten ruch, który daje życie, pozwala oddychać, wnosi powiew świeżości. Czasami zastanawiam, czy dzisiejszy Ruch Światło-Życie jest tą samą rzeczywistością, którą był kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem swoją przygodę z Oazą. Oczywiście, że nie. Gdzie nie spojrzeć, prócz podobieństw dających przekonanie, że to wciąż ten sam Ruch, widać wiele różnic, wiele nowych elementów świadczących o rozwoju, o tym, że charyzmat przekazany przez Ojca Franciszka coraz bardziej i dobitniej się realizuje w życiu konkretnych wspólnot. Przypuszczam, że ktoś, kto jeszcze kilka lat temu aktywnie uczestniczył w życiu Ruchu, potem jednak sfolgował, dziś - gdyby chciał wrócić - zastałby bliżej nieznaną rzeczywistość, w której na pewno niełatwo byłoby mu się odnaleźć.
Co zatem robić? Kruszyć beton. W sobie i wokół siebie. Chociaż jest to trudne i bolesne. Chociaż wymaga wejścia na drogę cierpienia, fałszywych oskarżeń, pomówień... A wtedy beton paradoksalnie stanie się przyczyną naszego uświęcenia, tak jak przeklęta ziemia Golgoty została uświęcona i przemieniona, gdy wbito weń krzyż z powieszonym nań Boskim Skazańcem.
Tekst ukazał się w 184 numerze "Wieczernika"
Słyszałem ostatnio opowieść pewnego księdza, który po rozpoczęciu pracy w nowej parafii spotykał się z dwoma rodzajami reakcji: „Tego u nas nigdy nie było" i „Tak zawsze u nas było". To nieco humorystyczny obraz tego, jaki jest człowiek. Kochamy schematy.
Pamiętam jak podczas pewnych rekolekcji cała kilkudziesięcioosobowa wspólnota miała problemy ze skupieniem w czasie Namiotu Spotkania, bo prowadzący nie zadbali, by przy ołtarzu znalazła się zapalona świeca. A przecież zawsze tak było i generalnie bez świecy spotkanie z Panem Bogiem w modlitwie indywidualnej to już nie to samo. W końcu w akcie desperacji ktoś z organizatorów chcąc uratować sytuację rzucił się w kierunku prezbiterium i zapalił jedną ze świec ołtarzowych. I cała wspólnota mogła się wreszcie skoncentrować.
Skąd rodzi się w nas taki beton? Jak to jest, że ulegamy schematom, że nie potrafimy bez nich żyć?
Chodzi chyba o poczucie bezpieczeństwa. Uznajemy, że stary, sprawdzony schemat uchroni nas przed czymś, czego skutków nie potrafimy przewidzieć. Trzeba powiedzieć, że schematy w jakiś sposób odpowiadają naszej mentalności. Z wiekiem człowiek jest coraz mniej zdolny do przemian. „Starych drzew się nie przesadza". Z upływem lat coraz łatwiej o schematy, a coraz trudniej o spontaniczność. Ktoś powie - przecież to normalne. A jednak betonowy mur skutecznie blokuje wszelkie porywy Ducha. Zauważmy, że wielu duchowych gigantów rozpoczynało swój marsz ku wielkości w podeszłym wieku. Żeby wspomnieć tylko Abrahama, Mojżesza, czy św. Piotra, który u schyłku życia dał się zaskoczyć Panu.
Oczywiście, nie wszystko co spontaniczne, jest dobre i nie każdy schemat jest zły. Jednak jeśli schemat przestaje służyć ludziom, a ludzie zaczynają służyć schematom - powstaje beton. Kochamy nasz beton, świetnie się do niego dopasowujemy, zastygamy w nim i wydaje nam się, że to jest najlepszy sposób na przetrwanie. Czasami jesteśmy jak owad w bursztynie, który owszem, przetrwał tysiąclecia, ale nie ma w nim życia, nie mówiąc o owocach jego istnienia. Nasza betonowa rzeczywistość nie przeszkadza nam w podziwianiu tych, którzy nie bali się w swoim życiu betonu kruszyć: świętych, bohaterów, ludzi, którzy zmienili świat wokół siebie. Byleby tylko nie próbowali zmienić nas. Byleby nie chcieli zniszczyć się naszego betonowego mieszkanka.
Zabawne jest wprowadzanie czegoś nowego w życie wspólnot Ruchu. Za każdym razem jest podobnie: najpierw - święte oburzenie, że ktoś ośmiela się beton wiercić. Potem powoli zaczynamy się przekonywać do nowej formy. A po jakimś nowa forma stygnie stając się nowym betonem nie do rozkucia.
Dlaczego beton jest niebezpieczny? Bo nie ma w nim żadnego ruchu. A przecież Oaza to ruch. Beton jest zaprzeczeniem istoty Oazy. Ruch jest rzeczywistością, która ulega nieustannym przemianom. Oczywiście, fundament jest trwały: opieramy się na niezmienności Boga. Forma jednak ulega ciągłym modyfikacjom. I to jest ten ruch, który daje życie, pozwala oddychać, wnosi powiew świeżości. Czasami zastanawiam, czy dzisiejszy Ruch Światło-Życie jest tą samą rzeczywistością, którą był kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem swoją przygodę z Oazą. Oczywiście, że nie. Gdzie nie spojrzeć, prócz podobieństw dających przekonanie, że to wciąż ten sam Ruch, widać wiele różnic, wiele nowych elementów świadczących o rozwoju, o tym, że charyzmat przekazany przez Ojca Franciszka coraz bardziej i dobitniej się realizuje w życiu konkretnych wspólnot. Przypuszczam, że ktoś, kto jeszcze kilka lat temu aktywnie uczestniczył w życiu Ruchu, potem jednak sfolgował, dziś - gdyby chciał wrócić - zastałby bliżej nieznaną rzeczywistość, w której na pewno niełatwo byłoby mu się odnaleźć.
Co zatem robić? Kruszyć beton. W sobie i wokół siebie. Chociaż jest to trudne i bolesne. Chociaż wymaga wejścia na drogę cierpienia, fałszywych oskarżeń, pomówień... A wtedy beton paradoksalnie stanie się przyczyną naszego uświęcenia, tak jak przeklęta ziemia Golgoty została uświęcona i przemieniona, gdy wbito weń krzyż z powieszonym nań Boskim Skazańcem.
Tekst ukazał się w 184 numerze "Wieczernika"
5 komentarzy:
dokładnie schematy i przyzwyczajenia...tragedia współczesnego człowieka...ale trzeba iść do przodu:)
Powtarzanie przez wiele lat tych samych zabaw, a także brak innowacyjności w prowadzeniu pogodnych wieczorów sprawiły, że ten punkt programu na oazie stał się dla mnie, delikatnie mówiąc, najmniej lubianym punktem dnia.
Prawdę mówiąc dla mnie też pogodny jest najmniej lubianym punktem dnia na Oazie, ale zrzucam to trochę na karb wieku - a także różnicy wiekowej między mną a uczestnikami. Mateusz, że tak tylko przypomnę - jesteś jedynie 2 lata ode mnie młodszy :P
Prześlij komentarz