Epifania jest świętem niezwykle bogatym w treść teologiczną. Wielość obrazów i znaczeń jest przedmiotem rozważań teologów wszystkich epok. Wśród różnorodności teologicznych odniesień można odnaleźć rzeczywistość bardzo prostą, głęboko ludzką a jednocześnie niesamowitą w swej prostocie: cel wizyty Mędrców. Chcieli oddać pokłon nowonarodzonemu Królowi. Prosty gest, a tak wiele dla nich znaczył, że znosili trud dalekiej podróży wytrwale podążając na spotkanie Dzieciątka. Czy prowadziła ich wiara? Chyba nie. Byli poganami. I choć wewnętrznie przeczuwali, że nietypowe astronomiczne zjawisko obwieszcza jakieś ważne wydarzenie, nie wiedzieli Kim jest Władca, do którego zmierzali. Można powiedzieć, że pobudzało ich człowieczeństwo. Owszem, natchnione przez Boga, który działał w ich pogańskich sercach, ale jednak - człowieczeństwo. Dodajmy - piękne człowieczeństwo. Nie przyszli, żeby coś załatwić. Przez myśl im nie przeszło, że warto by się ułożyć z nowym, potężnym Królem. Przyszli się pokłonić i przynieśli dary. Tylko tyle.
Jakże niedzisiejsze podejście. Ludzie XXI wieku dawno zapomnieli o znaczeniu gestów, symboli. Przesiąknięci pragmatyzmem obliczają zyski i straty. Tylko na starych, przyprószonych filmach i obrazkach widać ślad dawnej mentalności, w której gesty były ważne. W której ważna była obecność. W której nie przeliczało się minut na złotówki, słów na notowania i czynów na wpływy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz