sobota, 12 kwietnia 2008

Dobry Pasterz

Widok pasterza prowadzącego stado owiec należy w naszych czasach do rzadkości. Liturgia słowa IV niedzieli wielkanocnej, którą dzisiaj przeżywamy oraz rozpoczynający się w Kościele tydzień modlitw o powołania kapłańskie i zakonne skłaniają nas do tego, aby przez chwilę pochylić się nad postacią Jezusa – Dobrego Pasterza.

Jednak nie tylko my mamy trudności ze zrozumieniem, co właściwie oznacza termin „Dobry Pasterz” w odniesieniu do Jezusa. Samo tylko porównanie z pasterzem to zdecydowanie za mało. Jezus mówi coś, co dla nawet dla współczesnych Mu pasterzy musiało brzmieć niedorzecznie, wręcz absurdalnie: „Dobry pasterz oddaje swoje życie za owce”. Bo czyż życie człowieka, a zatem pasterza nie jest o wiele bardziej cenne niż życie tysięcy nawet owiec? Co musi charakteryzować Dobrego Pasterza, żeby zdolny był aż do szaleństwa oddanie swojego życia za stado zwierząt?

Te trudne słowa Jezusa możemy w pełni zrozumieć tylko w relacji Jezusa Dobrego Pasterza do wszystkich wierzących w Niego – owiec, które słuchają Jego głosu. Jezus tak nas umiłował, że nie zawahał się oddać swojego życia, aby uratować nas od śmierci. Dlatego nazywa siebie Dobrym Pasterzem. Oddać życie za owce. Z istoty znacznie mniej ważne, słabsze, bardziej liche niż On sam. Do takiego heroizmu może skłonić jedynie miłość. Miłość, jaką Dobry Pasterz obdarzył swoje owce. „Miarą miłości jest miłość bez miary” mawiał św. Franciszek Salezy. Miarą miłości Jezusa do człowieka jest krzyż – a zatem moment całkowitego oddania się Bogu i ludziom, moment poświęcenia wszystkiego, czym Jezus był i co posiadał. Po prostu nie mógł dać nam więcej.

Opowieść o Dobrym Pasterzu mówi nam bardzo wyraźnie o jeszcze jednej rzeczywistości. „Moje owce słuchają mojego głosu, Ja znam je, a one idą za Mną”. Nie można być chrześcijaninem w pojedynkę. Spodobało się Bogu zbawić człowieka we wspólnocie. Każdy człowiek we wspólnocie Kościoła jest ważny, ale swoją pełnią odnajduje jedynie w odniesieniu do innych – braci i sióstr w Chrystusie.

Choć wszyscy jesteśmy owcami w stadzie Jezusa – Dobrego Pasterza, to jednak Bóg bogaty w miłosierdzie posyła do nas swoich pasterzy – ludzi, którzy jak mawiał św. Augustyn, są wraz z innymi chrześcijanami, ale dla innych – pasterzami. Pasterze, a zatem biskupi i kapłani są powołani do szczególnej służby Bożej. Rzeczywistość powołania kapłańskiego Jan Paweł II zawarł w tytule swojej autobiograficznej książki: „Dar i tajemnica”, a kapłan-poeta, zmarły przed kilkoma laty ks. Jan Twardowski pisał: „Swojego kapłaństwa się boję, swojego kapłaństwa się lękam. I przed kapłaństwem w proch padam, przed swoim kapłaństwem przyklękam”. Kiedy spotykamy konkretnego księdza zwracamy uwagę na jego osobowość, pobożność, umiejętność głoszenia kazań czy życzliwość w kontaktach z parafianami. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że za każdą sutanną kryje się wielka tajemnica powołania. Tajemnica przedziwnej zażyłości Boga z człowiekiem. Bo oto Bóg wybiera zwykłego człowieka, spośród wielu innych, często lepszych, mądrzejszych, bardziej pobożnych ludzi, wybiera go i posyła, aby niósł światu Dobrą Nowinę, by działał w Imieniu samego Boga, był jakby pośrednikiem pomiędzy Bogiem a człowiekiem poprzez posługę modlitwy i sakramentów.

Nikt nie rodzi się kapłanem. Historia każdego powołania jest inna. Bóg każdego człowieka prowadzi nieco inną drogą. I zawsze pozostaje tajemnicą, jak to się dzieje, że młody człowiek pewnego dnia postanawia zostać kapłanem, oddać swoje życie na służbę Bogu i ludziom. Jednak są pewne okoliczności, które to ułatwiają: rodzina, Bogiem silna, atmosfera życia w Bożej obecności, szacunek i pietyzm wobec świętości, kontaktu z Bogiem w modlitwie, słuchaniu Bożego Słowa czy w sakramentach. Czasami ktoś od dłuższego czasu odczuwa, że kapłaństwo jest jego drogą. Niekiedy świadomość taka spada na człowieka jak grom z jasnego nieba, na przykład w związku z jakimś trudnym życiowym doświadczeniem. Albo też zupełnie nagle, ktoś kto nigdy wcześniej nie myślał o tym, że mógłby zostać księdzem, porzuca swoje życiowe plany i z pewną obawą w sercu, ale też trudną do określenia determinacją puka do seminaryjnej furty. Różne drogi prowadzą do momentu decyzji, decyzji niezwykle trudnej, która zawsze jest pewnym ryzykiem, postawieniem wszystkiego na jedną kartę, wielkim aktem ufności wobec Boga, w nadziei, że On sam będzie nagrodą dla kapłana oraz wsparciem w momentach prób i doświadczeń. A takich chwil nigdy nie brakowało i nie brakuje.

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i aby owoc wasz trwał”. Te słowa Jezusa przypominają wszystkim ludziom, którzy mają stać się pasterzami lub od dawna sprawują pasterską posługę wobec ludu Bożego, że Pan potrzebuje ich właśnie takimi, jakimi są. Że ich powołanie i wybór nie pochodzi od nich samych, ale u jego źródła jest Bóg w Trójcy Świętej Jedyny. Dar i tajemnica.

Może warto zastanowić się przez chwilę, kim bylibyśmy dzisiaj gdyby nie kapłani, których spotkaliśmy na swojej drodze, którzy nas ochrzcili, przygotowali do pierwszej Komunii świętej, po wielekroć odpuszczali grzechy w sakramencie pojednania, rozdzielali Ciało Chrystusa. Niedziela Dobrego Pasterza jest dobrą okazją do tego, by podziękować Bogu za to, że w parafiach naszej diecezji nigdy nie brakowało kapłanów, że zawsze możemy korzystać z pasterskiej posługi tych, których posyła nam Pan. Prośmy też naszego Pana, aby nieustannie posyłał robotników na swoje żniwo, aby otwierał serca synów i córek Kościoła na głos swego wezwania.

Panie, poślij robotników na swoje żniwo! Spraw, aby ich usta głosiły Twoje słowo, by ich dłonie były Twoimi dłońmi, a serca przeniknięte Twoją miłością rozdawały ją hojnie wszystkim, którzy jej potrzebują.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem"
Bóg ma plan :) hmm..ciekawie :D
pozdrawiam :D