piątek, 7 września 2007

Requiem dla Pana Tośka

Drogi Panie Antoni! Jak dziwnie to brzmi... Zawsze był Pan po prostu Panem Tośkiem. Miałem napisać te słowa przedwczoraj, po Pana pogrzebie, ale jakoś tak mi zeszło... Myślę, że się Pan nie obrazi. Zresztą Pan chyba nigdy nie potrafił się na nikogo gniewać. Pamiętam, jak wykańczał Pan całe nasze mieszkanie. Wtedy nie wiedziałem, że to był tylko niewielki wycinek Pana pracy. Nie wiedziałem o tych wszystkich kościołach, które Pan wybudował.
Pamiętam za to, jak bardzo lubiłem przyjeżdżać z rodzicami do Pana domu. Godzinami bawiliśmy się z Łukaszem. Pamięta Pan, jak Łukasz pokazał mi, dziecku z bloków, prawdziwy piec centralnego ogrzewania? Jak nawrzucałem doń tyle opału, że trzeba było otwierać wszystkie okna w środku zimy?
A potem poznałem Pana z innej strony. Kiedy u mojej Mamy wykryto guzek na śliniance. Zaraz uruchomił Pan swoje znajomości na gliwickiej onkologii i być może uratował Pan mojej Mamie życie, choć jeszcze wtedy guzek nie był groźny. Potem się dowiedziałem, że takich osób jak moja Mama było bardzo wiele. I one przyszły na Pana pogrzeb. Uratowane przez Pana z choroby nowotworowej opłakiwały Pana odejście. Pan, którego znał cały personel gliwickiej kliniki, umarł strawiony nowotworem. To brzmi jak gorzka ironia. Lekarze mówili: o rok za późno. A pewnie w tym czasie był Pan w Gliwicach, żeby ratować kolejne osoby, które już traciły nadzieję. A w poniedziałek przyszły na Pana pogrzeb. A może to nie ironia. Tak, to chyba coś innego. Pan po prostu zapomniał o sobie myśląc tylko o innych. Może to brzmi zbyt patetycznie, ale tak właśnie było. I co najważniejsze, nigdy w Pana życiu nie trąciło to patosem. Było takie proste, zwyczajne. Słyszałem, że na wieść o chorobie najbardziej smucił się Pan tym, że nie zdąży wyremontować domu swoim dzieciom.
Modliliśmy się za Pana. Może za mało... Przepraszam, jeśli tak. Ale to chyba było coś więcej niż cierpienie, coś więcej niż choroba. To było zataczanie kręgu Pańskiego życia. "Wykonało się!". I Pan o tym dobrze wiedział. W wielkim cierpieniu ostatnich dni dbał Pan tylko o to, żeby nikt się przez Pana nie smucił, dlatego ciągle Pan mówił, że jest Panu dobrze. Pozamykał Pan wszystkie rozpoczęte sprawy. Zostawił Pan żonę i dzieci, zostawił Pan nas wszystkich w wielkim smutku, ale też w wielkim pokoju.
Może to było bardzo egoistyczne, ale kiedy usłyszałem, że znalazł się Pan w hospicjum w głębi serca bardzo chciałem, żeby odszedł Pan jeszcze we wrześniu. Bym mógł uczestniczyć w Pańskiej ostatniej drodze. I tak się stało. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego pogrzebu świeckiej osoby. 15 kapłanów, około tysiąca świeckich. I każdy w jakiś sposób z Panem związany. Nikt nie przyszedł, bo mu wypadało. Każdy chciał. Dawno nie widziałem tylu dorosłych mężczyzn płaczących jak dzieci. I ja płakałem. Płakałem stojąc przed Pana grobem. Płakałem nie tylko dlatego, że udzieliła mi się atmosfera tej smutnej uroczystości. Płakałem, bo zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele Panu zawdzięczam. Nie o wszystkim wypada mi tutaj pisać. Pan wie. Nie zdążył Pan na moje prymicje. Pańskie krzesło pozostanie puste. Ale chciałbym na koniec gorąco Pana poprosić o modlitwę. Bo jeszcze zostało parę rzeczy do załatwienia, do zbudowania. Nie wyobrażam sobie, żeby mógł Pan być teraz gdzieś indziej niż w niebie. A przecież tu, na ziemi, wszyscy znali Pana z tego, że nigdy Pan nie odmówił pomocy. Wiem, że i tym razem mogę na Pana liczyć.
Niech Pan odpoczywa w pokoju, Panie Tośku! Nie zdążyłem Panu za wszystko podziękować. Dlatego czynię to tutaj. A kiedyś, daj Boże, będę chciał powtórzyć to Panu osobiście. I widzi Pan. Znowu będzie Pan musiał przygotować nam mieszkanie. Do zobaczenia w raju!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Często jest tak że doceniamy i zauważamy dobro kogoś dopiero,gdy odejdzie.Gdy nie mozemy sie juz z nim spotkać,zobaczyć.Dlatego ważne byśmy potrafili wyłuskać te osoby spośród wielu innych i doceniać to co robią.

Anonimowy pisze...

"gdy sie rodziłeś płakałeś gdy inni sie śmiali. żyj więc tak abyś umierając śmiał sie gdy inni będą płakać"

Kurczak paliwozerny pisze...

To musiał być świetny człowiek...notka mnie poruszyła, dla Pana Tośka, dziś nie zabraknie pamięci w modlitwie