czwartek, 23 czerwca 2011

I znów zmiany...

Sporo czasu minęło od ostatniego wpisu. Sporo też się wydarzyło. Ostatni rok zmienił mnie. Na pewno nie całkowicie. Ale czuję się jakiś inny. Trochę lepszy, trochę gorszy. Ale inny. Na pewno daje o sobie znać zmęczenie. Nie pragnę wiele. Lubię leżeć na trawie i patrzeć w niebo. Potrzebuję ciszy i zatrzymania się nad tym wszystkim, co się we mnie i wokół mnie dzieje. Na szaleństwo zakrawa przedstawianie tu tego wszystkiego, co się wydarzyło, dlatego wybiorę to, co najważniejsze.

27 lutego odszedł Tato. To było najtrudniejsze doświadczenie, jakie stało się moim udziałem w tym krótkim, bądź co bądź, życiu. Ale też czas niesamowitego rozwoju. Przez łzy i ból czułem mocno jak nigdy wcześniej obecność Kogoś, kto mnie prowadził. Wiem, że to był Pan. Z drugiej strony ta rana jest cały czas świeża. Mówi się, że czas leczy rany. W tym przypadku - albo tego czasu upłynęło za mało, albo to nieprawda. Nadal bardzo mi brakuje Taty. Tak zwyczajnie, po ludzku. Może nawet teraz bardziej niż wtedy, kiedy to się stało. Widzę wyraźnie, że jakaś część mnie jest już tam - po tamtej stronie życia. I choć mam wrażenie, że wiele jeszcze mnie tu czeka, to nieśmiało spoglądam tam, gdzie oprócz Boga i wszystkich świętych jest tak bliska mi Osoba. Jest i czeka.

Decyzją Księdza Arcybiskupa od 27 sierpnia obejmuję obowiązki wikariusza parafii katedralnej. Trzeba będzie zostawić wszystko, w czym się żyło - to, co dobre i to, co złe. Na pewno pojawi się niejedna łza. Żal będzie odjeżdżać, zwłaszcza, że mam wrażenie, iż to, co przez te trzy lata zasiałem zaczyna dopiero kiełkować. Z drugiej strony czekają mnie nowe: miejsca, ludzie, sytuacje. Zmiany są trudne, ale i twórcze. I to jest to, o co w tym chodzi. To jest droga.

Jutro wyjeżdżam na Oazę. Kolejną, ale zawsze nową. Długo czekałem na ten moment. A teraz, kiedy jest tuż, jestem pełen obaw. Przynajmniej nie grozi mi rutyna.

Pisanie przychodzi mi z coraz większym trudem. Bloga zaniedbałem zupełnie, sporo zachodu kosztuje mnie stały felieton w "Wieczerniku", zainspirowany tym właśnie blogiem. Ale, jak to mówią - trzeba iść dalej. Nawet, kiedy jest trudno.

Proszę o modlitwę.

9 komentarzy:

Ola pisze...

Ksiądz jest silny i wytrwały, a czas w końcu złagodzi ból.
Powodzenia na Oazie, dużo cierpliwości i wiary w tych młodych, którym trzeba pomóc w odnalezieniu właściwej ścieżki :)



Ola Piętnik.

x.rabbit pisze...

Krajan trwamy na tej drodze razem ale i osobno mamy wspolne sprawy azarzem oddzielne-mysle ze na oazie zlapiesz odech.pamietam przed Panem

Anonimowy pisze...

może to po prostu jest próba, którą trzeba przetrwać tak jak i inne...
Elka Z.

Anonimowy pisze...

Krzysiu, dasz radę. U mnie też wiele zmian i czasami już tracę siły i nadzieję, ale zawsze wtedy czuję opiekę Najwyższego. On nas nie opuści.

Gośka pisze...

Strata bliskiej osoby, to ból. Mnie samej czasami jest po prostu wstyd, że tak mi źle, kiedy w chwilach ciszy uświadomię sobie ponownie pustkę, po moich bliskich. Jestem katoliczką i powinnam wierzyć, że moim bliskim jest teraz najlepiej. Ale potem uświadamiam sobie, że przecież ja w to wierze, chwile słabości są z czysto ludzkiej strony :)
Ważne, żeby wytrwać w pamięci i modlitwie za nich :) Oni na pewno trwają z nami :) Pozdrawiam

La vie est belle i ja tez pisze...

Zwyczajnie i po prostu ODWAGI zycze!
Serdecznosci
s.judyta

Ave pisze...

Kiedyś wszyscy się tam spotkamy i to będzie coś najpiękniejszego. Obiecuję modlitwę za Ciebie SZEMkelu i za Twojego Tatę.
Też dawno tu nie byłam, więc mamy ze sobą coś wspólnego ;). Muszę Ci tylko coś powiedzieć - dobrze, że jesteś!

wysyłam uśmiechy

Kasia.

Anonimowy pisze...

dobry poczatek

Liam pisze...

Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.