Odkąd Jezus pokonał śmierć, żaden optymizm nie jest w Kościele przesadą /ks. Józef Tischner/
sobota, 17 stycznia 2009
Kolęda
W ubiegły wtorek zakończyliśmy wizytę duszpasterską w naszej parafii. Nie chciałbym w tym miejscu snuć refleksji na temat kolędy, czy jak kto woli - wizyty duszpasterskiej. Chciałem podzielić się moimi wrażeniami.
To ciekawe, że w naszej polskiej tradycji czas, w którym Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas jest także czasem, kiedy duchowni wychodzą ze swoich plebanii i pragnę zagościć, na krótką chwilę zamieszkać w domach swoich parafian, żeby zobaczyć, czym oni tak naprawdę żyją, jak im się powodzi, jakie mają radości i troski.
Taka wizyta niesie ze sobą cały szereg doświadczeń. Jak to jest chodzić po kolędzie? Powiedzmy, że różnie. Są domy, w których czuje się jakieś zakłopotanie, gdzie ludzie boją się otworzyć, nie są jeszcze gotowi, żeby szczerze rozmawiać o tym, co ich boli. Są takie, w których porusza się problemy ogólnoreligijne, z pogranicza polityki i gospodarki. Są domy, w których słucha się o problemach z pracą, bądź przeciwnie - o sukcesach zawodowych, o dobrych i złych szkołach, uczelniach, itd. itp. Ale są też takie domy, w których chciałoby się jeszcze zostać. Są ludzie, do których kapłan przychodzi po to, by umocnić ich wiarę, ale są też takie, w których to wiara kapłana znajduje umocnienie. Pozwólcie, że opowiem o kilku wizytach, które najbardziej utkwiły w mojej pamięci.
W pewnym domu mieszka młode małżeństwo z półtoraroczną córeczką. Kiedy tylko zapytałem o dziewczynkę, usłyszałem niesamowitą wręcz opowieść o cudownym działaniu Boga i zawierzeniu człowieka. Nie wiem, na ile mogę upubliczniać to wyznanie. Niech wystarczy to, że stał się cud. Skomplikowana choroba ustąpiła w jednym momencie. A matka dziecka odnalazła ściany kościoła ze snu w jasnogórskiej kaplicy, w której nigdy wcześniej nie była. Niesamowite. Tak jakby się czuło zapach przechodzącego obok Boga.
Inny dom. Dom najstarszego mieszkańca naszej wioski. 95 lat życia i częste, w porze letniej praktycznie codzienne wędrówki do kościoła. Pewnie ze 2 kilometry w jedną stronę. Radość życia i optymizm. I to po życiu pełnym trudu i pracy. A mówią, że starość się Panu Bogu nie udała.
Kolęda jest dla mnie ważnym doświadczeniem, szczególnie ze względu na moją posługę w szkole. Miałem okazję zobaczyć rodziny moich uczniów, miejsca, w których mieszkają. Teraz pewne rzeczy lepiej rozumiem. Czasami dziękuję Bogu, że wcześniej ugryzłem się w język, by czegoś nie powiedzieć, nie urazić.
Kolęda jest też pewną próbą. Próbą siły. Zdarzało się spotkać z pytaniem: "Dlaczego tak szybko?", ale człowiek jest tylko człowiekiem. I niestety życie na pełnych obrotach 15 godzin na dobę jest mocno wyczerpujące. Ale i ludzie inaczej widzą swojego księdza, którego znają już nie tylko z ambony czy konfesjonału, ale też z tego, że lubi czekoladowe ciastka i czasem się przeziębia.
I chociaż nie ukrywam radości z faktu, że kolęda już za nami, to jednak dziękuję Bogu za ten czas spotykania Go w drugim człowieku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)