Chyba do końca życia będę pamiętał pierwsze rekolekcje Dziesięciu Kroków organizowane w naszej archidiecezji. Był luty 2002 roku, Helusz. Zaraz po studniówce dołączyłem do tych, którzy dzień wcześniej rozpoczęli rekolekcje. To był niezwykły czas. Wszyscy byli jakby przeniknięci działaniem Bożej łaski. Szczególnie mocno zapamiętałem z tych rekolekcji modlitwę wstawienniczą. Pamiętam, że nie bardzo byłem do niej przygotowany. To był ciężki dzień, końcówka rekolekcji, zmęczenie dawało się we znaki. Pamiętam, że powiedziałem wtedy: "Panie, ja nie mam ochoty, ale jeśli Ty chcesz - działaj przeze mnie". I pierwsza osoba, która poprosiła mój zespół o modlitwę padła bez ruchu. Później dowiedziałem się, że to był "spoczynek w Panu". Potem również działy się niezwykłe rzeczy, ludzie prosili w bardzo intymnych sprawach, otwierali się na działanie łaski. Był płacz, radość i taki dziwny w tym wszystkim pokój.
Wtedy po raz pierwszy poczułem się jak przewód elektryczny, sam z siebie słaby i niewiele wart, ale przewodzący prąd pod bardzo wysokim napięciem. Wiedziałem, że nie ja byłem animatorem tamtej modlitwy, ale On. Wiedziałem też, że posłużył się moją osobą. Niewątpliwie był to wówczas dość ważny moment w moim rozeznawaniu powołania.
Odkąd zostałem kapłanem coraz częściej czuję się jak ten przewód. Widzę, tak bardzo namacalnie, jak przez moje słowa, czyny działa Boża łaska. Jak Bóg posługuje się mną, by wyprostować kręte nieraz drogi ludzkiego życia, podnieść z upadku, wlać nadzieję. I mimo upływającego czasu to doświadczenie nie przestaje być niesamowite. Nie wiadomo skąd przychodzą ludzie, którzy proszą o radę, modlitwę i odchodzą umocnieni. I daje się w tym wszystkim odczuć bardzo bliską obecność Boga. Który jest, który działa bardzo konkretnie, tu i teraz. I po wszystkim, jakby chciał powiedzieć: "Dobra robota".
Doświadczenie bycia przewodem jest chyba jednym z najpiękniejszych doświadczeń, jakie można sobie wyobrazić. Bo przewód pod wpływem Bożej mocy sam też się rozgrzewa.