Przyjaźń należy chyba do tych rzeczy, które wszyscy wydają się doskonale znać, ale mało kto potrafi opisać. Sam spotkałem się z całą masą definicji przyjaźni. Każda z nich jest na swój sposób trafna i kulawa zarazem. To by oznaczało, że przyjaźń należy do pojęć, których nie da się ująć w sztywny garnitur słów, bo przerastają możliwości ludzkiego języka. Jest takich słów więcej: Bóg, wiara, nadzieja, miłość, królestwo Boże. Wśród nich właśnie przyjaźń. To czyni ją wielką i niesamowitą.
A jednak, na ile potrafimy, chcemy każdą z tych rzeczywistości po ludzku opisać, choć od początku zdajemy sobie sprawę z tego, że wszystkiego nie powiemy. Tak też i przyjaźń będzie zawsze niedopowiedziana, niedookreślona. Wiem o tym i ja. A jednak próbuję pisać.
Ktoś powiedział, że przyjaciel to osoba, której może wszystko powiedzieć. Czy rzeczywiście tak jest? Czy to jest najważniejsze w przyjaźni? Jest w tym jakaś głębia. Mówi o tym sam Jezus:
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,15).
Czy jednak zwierzanie się jest rzeczywiście istotą przyjaźni? Myślę, że jest raczej skutkiem tego przedziwnego otwarcia się na siebie jakie ma miejsce w przyjaźni. To otwarcie wynika z miłości i zaufania. Chcę powierzyć siebie drugiemu nie tylko dlatego, żeby pomógł mi rozwiązać moje problemy czy choćby tylko, by się wygadać. Ale w pewien sposób umocnić naszą relację, nasze wzajemne obdarowanie.
Kiedy zaczyna się przyjaźń? Kiedy zwyczajna ludzka znajomość przeradza się w przyjaźń? Myślę, że trudno tu stawiać jakieś ścisłe granice. Ważne natomiast jest w przyjaźni poznawanie siebie. Dlatego uważam, że przyjaźnie na odległość są możliwe jedynie wtedy, gdy przyjaciele wcześniej zdążyli się dobrze poznać. Kto chce być przyjacielem musi chcieć poznać prawdę o sobie i prawdę o przyjacielu, a to nie jest łatwe. Często chcemy być postrzegani jako lepsi, mądrzejsi niż jesteśmy naprawdę. Ale to nie wszystko. Często tworzymy sobie fałszywe wyobrażenie o naszym przyjacielu. Tymczasem proces poznawanie siebie owocuje odkrywaniem nie tylko swoich zalet, ale także i wad. Przyjaciel to osoba, przy której mogę, a powiem więcej, muszę być sobą, jeśli zależy mi na przyszłości mojej przyjaźni. To właśnie przyjaźń powinna być miejscem demaskacji, obnażenia swoich wad i niedociągnięć, bo tylko przyjaciel potrafi powiedzieć o sprawie dla nas bolesnej tak, żeby nas nie zabolała i tylko miłość, której formą jest przyjaźń może być motywacją wystarczającą do podjęcia pracy nad sobą, pracy dążącej do przemiany.
Ktoś powiedział, że kochać się to nie znaczy patrzeć się wciąż na siebie, ale to patrzeć w tym samym kierunku. To samo tyczy się przyjaźni. Przyjaciele nie tylko się sobie zwierzają. Nie tylko chcą spędzać razem swój czas. Oni mają wspólny cel. Oni do czegoś wspólnie dążą, pragną w tym dążeniu także przekształcać, rozwijać samych siebie oraz swoją przyjaźń. Jeśli tym wspólnym celem przyjaciół jest Bóg, to przyjaźń nabiera znaczenia transcendentnego, nadprzyrodzonego, jej rozwój nie ma granic na tym świecie.
Ktoś inny powiedział, że przyjaciel to osoba, która wszystko o mnie wie, a jednak nadal chce być moim przyjacielem. Coś w tym jest. Czasami jest tak, że po latach nasz przyjaciel wydaje się nam być kimś zupełnie innym niż człowiek, z którym zaprzyjaźniliśmy się kilka lat temu. A jednak jest naszym przyjacielem.
Mniej więcej rok temu, kiedy byłem wśród osób, z którymi zjedliśmy w naszej parafialnej Oazie kilka beczek soli, pamiętam, że wkurzyłem te osoby jakąś swoją przywarą, która akurat dała o sobie znać. Jedna z tych osób zareagowała bardzo poprawnie, choć może trochę nerwowo, delikatnie sprowadzając mnie na właściwe tory jakąś ironią czy przytykiem. I wtedy ktoś z wielką wyrozumiałością w głosie powiedział: "Daj spokój, to jest nasz Krzysiu". Niby nic, a tak wiele.